Menu Zamknij

Jak katastrofę zamienić w (medialny) sukces?

Jak mawiał mistrz filmów grozy Alfred Hitchcock „film powinien zaczynać się od trzęsienia
ziemi a później napięcie powinno stopniowo rosnąć”. Tutaj jest identycznie. Wpierw trzęsienie ziemi.
Uwaga! Uwaga! – krytykujemy ministra PiS-owskiego rządu! Ale do rzeczy:
W ostatnich dniach 2020 r. minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapowiedział rychłe
podpisanie dużej umowy modernizacyjnej sił zbrojnych. Nie ujawnił wprawdzie o co chodzi ale znawcy
tematu obstawiali, że chodzi o podpisanie długo negocjowanego kontraktu na pozyskanie ze Szwecji
dwóch (używanych) okrętów podwodnych. Niestety kończy się już pierwszy kwartał 2021 roku a umowy
nie tylko nie ma ale i prędko nie będzie… Żadnej – nie tylko dotyczącej okrętów podwodnych.
Ale cóż to? Nagle pod koniec lutego minister Błaszczak ogłosił w mediach w oprawie decyzji wielkiej
wagi i doniosłego sukcesu, że zdecydowano o zamianie priorytetów w dziedzinie modernizacji Marynarki
Wojennej! Teraz mają być w pierwszej kolejności budowane okręty nawodne (program nosi krypt.
Miecznik). Co więcej, minister Błaszczak uchylił rąbka tajemnicy informując że zdecydowano się na
budowę w kraju fregat. Dotąd istniał spór o to czy Mieczniki mają być okrętami oceanicznymi czyli
fregatami czy raczej korwetami – odpowiednimi na Bałtyk. Co jeszcze ujawnił minister? Otóż , że pomysł
tymczasowych („pomostowych”) okrętów podwodnych jest tymczasowo nieaktualny ponieważ nie
dogadano się ze Szwedami…
Teraz, po odrzuceniu całej otoczki propagandowej, przeanalizujmy co tak naprawdę powiedział
minister? I jak wyglądają realia.
Po pierwsze: ze Szwedami nie wyszło. Poszło o odległe terminy przekazania okrętów i o koszty
(przypomnijmy, iż okręty podwodne t. Kobben otrzymaliśmy od Norwegii za darmo). Nie mamy żadnego
planu B na okręty podwodne… Wycofywanie Kobbenów już trwa. Pozostanie nam jedynie poradziecki
ORP Orzeł któremu także daleko do sprawności… Tyle o flocie podwodnej, która w praktyce znika…
Po drugie: zapowiedź budowy fregat. Gdyby dokładnie wczytać się w słowa ministra, to mówił on o kilku
okrętach, ale jeśli już chodzi o budowę to mówił tylko o jednym! (w domyśle, niby mają być następne
ale tego wprost nie powiedział).
Wypowiedź ministra na chwilę obecną niczego nie zmienia – gdyż przecież formalnie istnieje
program Miecznik tyle, że jak dotąd nie można było się na nic zdecydować (ani na kategorię okrętu, ani
na konkretny typ ani na ich liczbę). W zasadzie jedyną informacją która ma jakąkolwiek wartość w
wypowiedzi ministra jest to, że postawiono na fregaty a nie korwety. Reszta jest typowym chciejstwem,
nie popartym niczym a głównie pieniędzmi. Na uwagę zasługuje również fakt, iż okręt miałby być
budowane w Polsce. Teoretycznie brzmi bardzo atrakcyjnie… A w praktyce? Zwróćmy uwagę, że
minister nie ogłosił żadnej decyzji co do wyboru jakiejś konkretnej opcji a nawet nie ogłosił przetargu na
wyłonienie zwycięskiego projektu i partnera technicznego (gdyż sami nie jesteśmy w stanie takiego
okrętu ani zaprojektować ani zbudować).
O tym czy dobrze zrobiono wybierając fregaty, nie będziemy tu rozprawiać gdyż obie koncepcje
mają swoje plusy i minusy. Niemniej jednak obserwując światowe trendy, trzeba zauważyć, iż są to
obecnie okręty wręcz horrendalnie drogie. Bogata Kanada planująca budowę piętnastu fregat,
przeznaczyła na ten cel 60 mld CAD (około 180 mld złotych!) czyli około 4 mld CAD (12 mld zł ! za
okręt licząc z wszystkimi kosztami dodatkowymi) Tymczasem obecne analizy pozwoliły stwierdzić, że
jest to kwota dużo za niska i raczej trzeba bedzie wydać około 70 mld CAD!!! Francusko-włoskie fregaty
FREEM kosztują od ok. 500 do 670 mln EUR/szt. ( 2,3 – 3 mld zł). Chyba, że Polska zdecyduje się na
tzw. fregaty patrolowe – które są wprawdzie tańsze, lecz o ograniczonych możliwościach bojowych. Tym
samym powtórzylibyśmy casus ORP Ślązak, który miał być bojową korwetą a po 18 latach (tak!) budowy
wyszedł patrolowiec… O kwestii budowy okrętu w kraju: Sens ekonomiczny mógłby być zakładany
tylko przy budowie serii (minimum trzech jednostek). Na to w praktyce nie ma szans – z przyczyn
finansowych. Wprawdzie budżet MON rośnie, niemniej jednak nie jest z gumy a potrzeby są wszędzie
wielkie . W kwestiach organizacyjno-technicznych również nie jesteśmy gotowi. Pokazała to budowa
Ślązaka. Budowa pojedynczego okrętu w kraju nie tylko nie ma żadnego sensu ale w konsekwencji
będzie dużo droższa i zapewne dłuższa niż za granicą. Tego nie wolno pomijać! W praktyce wszystkie
najważniejsze elementy i tak będą musiały być zakupione za granicą. Teraz o terminach. Wszyscy
którzy śledzą polskie przetargi i procedury w dziedzinie obronności, są wręcz porażeni ich
przewlekłością. W opisywanym przypadku nie są chyba nawet wydane założenia taktyczno-techniczne –

czyli nie wiemy czego w istocie chcemy. Gdy to już ustalimy, trzeba będzie rozpisać przetarg na projekt i
partnera przemysłowego. Póżniej żmudne negocjacje w ustalaniu szczegółów. Dopiero wówczas mogłaby
ruszyć budowa. Okręt tej klasy na świecie buduje się około 4 lat, później około roku zabierają próby,
poprawki i odbiory. Mając to wszystko na uwadze w naszej ocenie nawet przy sprawnym prowadzeniu
całego przedsięwzięcia i braku opóźnień, nie ma żadnych szans by nowa polska fregata podniosła banderę
przed upływem 6-7 lat a raczej około dziesięciu… Ciekawe jest również to, iż minister nie znając ani typu
okrętu ani w związku z tym żadnych szczegółów które się przecież negocjuje z dostawcą, z góry
zadecydował o budowie okrętu w kraju. Czy naprawdę nas stać na takie marnotrawstwo środków,
podczas kiedy armia ma tyle potrzeb? Oczywiście jesteśmy za odbudową polskich stoczni ale nie jeśli
ma się to odbywać kosztem całego wojska. Jest bowiem oczywiste, iż lansowanie budowy więcej niż
jednej fregaty musi się wiązać z cięciami w pozostałych programach modernizacji armii. A budowa jednej
nie ma żadnego sensu ekonomicznego. W takiej perspektywie należy oceniać słowa ministra. Niestety…
Podsumowując: z całej medialnej oprawy i propagandowego zadęcia, niemalże nic nie zostaje a
zgrabnie pominięto katastrofę polskiej floty podwodnej. Czyżby pan minister Błaszczak szedł w ślady
niezrównanego jak dotąd budowniczego promów – ministra Gróbarczyka?
I obyśmy za kilka lat nie mieli gorzkiej satysfakcji: a nie mówiliśmy…

Jan Reguła

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *