Menu Zamknij

Nasza recenzja filmowa.

Dziecinne pytania”, czyli bardzo polityczna młodość

Film w reżyserii Janusza Zaorskiego „Dziecinne Pytania” z roku 1981 jest dzisiaj obrazem zapomnianym. Zresztą, ten film nigdy nie miał szczęścia do sławy. Powstał w okresie przełomowym Polski Ludowej i niemal od razu trafił na półki, choć niektóre kopie krążyły po kraju w ramach dyskusyjnych klubów filmowych. W ten sposób i ja miałem okazję go obejrzeć, w drugiej połowie lat 80- tych XX wieku, kiedy stawaliśmy się kolejnym pokoleniem „młodych gniewnych” w nieustannej wędrówce.

„Dziecinne Pytania” to historia młodych ludzi – studentów architektury, którzy wkraczają w dorosłe życie pełni planów, nadziei, chcący przekuwać marzenia na sukcesy. Główny bohater Miś ( w tej roli Adam Ferency) bezkompromisowy idealista, który zostaje poddany niejednej próbie, pomiędzy realizmem czasów, a idealizmem jednostki. Obserwujemy jego studenckie losy oraz późniejsze perypetie. Czasy studiów pełne politycznych zawirowań, podczas których wydawało się, że wszyscy są idealistami, marzycielami równymi wobec siebie, chcącymi zmieniać świat nie ulegając przy tym jego pokusom. Miś jest tutaj wyraźnie osobą ideową, wciąż szukającą dla siebie miejsca. Niczym Edward Stachura stara się dopasować do swojej wizji otaczającą rzeczywistość, odrzucając wszelkie możliwe konformistyczne okazje, które pojawiają i narastają wraz z rozpoczęciem wykonywania zawodu.

Dla niektórych tego filmu idealizm kończy się wraz z otrzymaniem dyplomu, dla drugich zaś dopiero zaczyna się prawdziwa walka o idee; o przeobrażanie swoich marzeń w projektowanie rzeczywistości. I tutaj dostrzegamy pierwsze podziały, niespełnione obietnice tworzące konflikty, nagłe korekty planów. Dla młodych architektów jest to rzeczywistość przygnębiająca, choć przecież każdy z nich doskonale zdaje sobie sprawę, w jakim państwie żyje i jaki ustrój narzuca im te wszystkie ograniczenia. Każdy z nich jest dotknięty niewidzialną ręką reżimu, ale tylko Miś nie szuka na to wszystko wytłumaczenia, nie daje się kupić towarzyszom za udawanie, że nic się nie stało i wciąż może być jak jest.

„Dziecinne Pytania” to film bardzo polityczny, choć polityka nie narzuca się zbyt intensywnie, a główne wydarzenia stanowią tło do losów bohaterów. Akcja dzieje się pomiędzy marcem 1968, a grudniem 1981. Bohaterowie w różnym stopniu zaangażowania uczestniczą w tych wydarzeniach. Są poniekąd ofiarami tych wydarzeń. Największe rozczarowanie przychodzi w końcówce gierkowskiej dekady, kiedy coraz więcej osób dostrzega absurd polityki państwowej, ale i są tacy, dla których wciąż jest to okazja, aby się dopasować i przetrwać bezpiecznie, cokolwiek miałoby się wydarzyć. Paczka młodych architektów się wykrusza, pojawiają się głębokie podziały. Do Misia dociera rzeczywistość i świadomość, że tylko na placu boju pozostał on – idealista chcący pogodzić świat marzeń z rzeczywistością. Wybiera prawdę, nie ulega pokusie systemu, nie przyjmuje państwowego odznaczenia, wytyka notablom i wiarołomnym kolegom kim są, zdając sobie sprawę, jakie to przyniesie mu konsekwencje. Wydaje się to dużą ceną, za wierność własnym przekonaniom, nawet zbyt dużą, skoro w akcie desperacji krąży po mieście szukając pracy z anonsem wypisanym na planszy, którą umieścił na sobie z przodu. Rzecz jasna trafia na komisariat, gdzie spędza ustawowe 48 godzin, w towarzystwie filozoficznego alkoholika (w tej roli Zbigniew Zapasiewicz).

Co traci Misio w życiu na samym jego dorosłym początku, że chce wyjechać stąd, marząc o paryskich ulicach? Czy tylko pracę i sens dalszej egzystencji? Przecież nie traci tylko kolegów, tracie również żonę, traci też status architekta i chcąc przetrwać z „wilczym biletem” zatrudnia się w końcu na budowie. Pośród zwykłych ludzi. I jest tam akceptowany, za swoja postawę. Jakże to wymowne. Romantyk inteligent znajduje zrozumienie i oparcie pośród robotników, dla których tak znaczy tak, a nie znaczy nie. Bez światłocienia.

Można obawiać się, czy dzisiejsze pokolenie zrozumie ten film. Żyjemy w nieco innej rzeczywistości, ale wciąż wiele problemów ma wspólny mianownik. Choćby ten idealizm, podyktowany dążeniem do prawdy. Nadal dzieli się na dwa etapy- ten beztroski, kiedy człowiek uczy się, studiuje i ten idealizm niebezpieczny, kiedy kończy się świat marzeń wraz ze świadectwem maturalnym lub dyplomem i trzeba umieć się odnaleźć. Zostać sobą, czy się dostosować? – to proste dziecinne pytanie musi sobie postawić sobie każdy z nas.

I tak jest w tym filmie. Chyba jedynym realistą jest tutaj profesor (w tej roli Gustaw Holoubek), który nie ulega studenckim emocjom, ale tęż i nie ingeruje, kiedy dochodzi do zderzenia marzeń z rzeczywistością. Rozumie dylematy studentów, rozumie państwo w którym żyją, rozumie też i zwykłych ludzi, dla których kwestą podstawową jest posiadanie mieszkania, bez względu na to, co znajduje się za jego oknami. Natomiast Misiowi i jego paczce nie pomaga nawet ich autorytet Bogdan, zaszyty w Bieszczadach, który uciekł tylko dlatego, że złamany w śledztwie zaczął sypać, o czym dowiadują się już na miejscu. Więc i ta wyprawa okazała się duchową ablucją dla młodych idealistów, którym zabrało punktu zaczepienia w obronie swojego świata marzeń. Ale taka właśnie bywa prawda.

A Misio nie chciał kłamać, ani urządzać się w świecie dwulicowym, nie chciał, aby mu odbierali marzenia. Oglądając dylematy filmowe głównego bohatera trudno nie doszukiwać się śladów obecności artystycznej Edwarda Stachury. Nieustanna wędrówka w poszukiwaniu idealnego miejsca, tęsknota za marzeniami, idealizacja rzeczywistości. To pokolenie tak miało. Alternatywą dla układów i kariery miała być alienacja, tworzenie równoległej rzeczywistości, wokół której wyrastał kordon. Pamiętajmy że akcja filmu dzieje się w PRL- u, a nie w Kalifornii, więc wolność osobista, była zazwyczaj aktem implozyjnym, często z tragicznym finałem, jeżeli myślimy o Stachurze. Dla naszego filmowego bohatera – Misia, przyszłość przewidziała inne zakończenie, a w zasadzie był to początek. Ale nie zdradzajmy treści filmu, nich każdy z nas zobaczy jak przebiegały losy bohaterów – studentów pełnych pasji, którym zarówno rzeczywistość jak i polityka skorygowała życiorysy.

„Dziecinne pytania” to również miejsce dla Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego, których muzyka wypełnia ten film. Ich samych również tam zobaczymy wykonujących jeden z ważniejszych utworów. Natomiast scena finałowa filmu, kiedy wędrujący architekt Misio, będący pośród właściwych ludzi zakłada na rękę biało-czerwoną opaskę i kiedy dołącza do niego ex żona, ku utrapieniu jej nowego partnera – zresztą studenckiego kolegi Misa – a na to wszystko spogląda sarkastycznie funkcjonariuszka SB; scena ta jest profetyczna, bo choć film kończy się śpiewem Gintrowskiego: „czy poznajesz mnie moja Polsko, oto ja twój syn?”, to jednak te prorocze słowa przenoszą nasze odwieczne dziecinne pytania do czasów dzisiejszych, w których próżno oczekujemy odpowiedzi, wciąż zakładamy biało-czerwone opaski, a nasza prośba o pracę, o wolność, o życie coraz częściej z miejskich ulic przenosi się do świata wirtualnego.

Na pewno film jest warty obejrzenia. Jest w nim ważna część naszych historii z codzienności tamtych czasów, których ostatecznym rezultatem jest obecna rzeczywistość. Ci, którzy pamiętają tamten świat wciąż są tamtymi ludźmi i wiedzą o co chodzi. Dla tych, dla których film ten jest czymś egzotycznym, niezrozumiałym, stanie się powodem aby zadać wiele pytań. Pytań dziecinnych, ale zadawanych już przez ludzi dorosłych.

Tomasz J. Kostyła

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *