Menu Zamknij

Non possumus!

Dwa drobne fakty skłoniły mnie do przemyśleń, których wynikiem jest ten tekst. Po pierwsze, w
Internecie przypadkowo wyświetliła mi się ciekawa reklama. Niosła ona całą gamę ciekawostek i
smaczków. Drugą sprawą, była informacja którą przeczytałem w jednym z dzienników ogólnopolskich o
tym, iż w Hiszpanii tamtejszy lewicowy rząd wprowadza właśnie ustawę o edukacji seksualnej dla dzieci
w wieku od lat sześciu. Jest to więc zbieżne z postulatami polskiej lewicy/opozycji (niepotrzebne skreślić
– dzisiejsza opozycja spod znaku Koalicji Obywatelskiej, mimo, że za lewicę się nie uważa to w
kwestiach społeczno-obyczajowych jest jak najbardziej lewicą). Jakiś czas temu także i u nas przeszła
burzliwa dyskusja nad takim właśnie pomysłem. Na szczęście koło politycznej fortuny obróciło się w
przeciwną stronę i jak na razie sprawa stała się nieaktualna. Niemniej jednak każdy kto interesuje się
polityką wie, że wraz ze zmianą władzy w Polsce na inną niż obecna, z całą pewnością ten temat powróci.
Wróćmy wpierw do owej reklamy: ciekawa ona, gdyż nie reklamuje produktu a nawet firmy. Reklamuje
za to postawę – światopogląd. Dalej będzie jeszcze ciekawiej. Streszczę jej treść: nastoletnia dziewczyna
z Nigerii martwi się, gdyż zaszła w ciążę. Boi się odbioru wśród bliskich zwłaszcza rodziny. Boi się, że
wyrzucą ją z domu i nie będzie mogła kontynuować nauki. Na szczęście są jeszcze dobrzy ludzie, którzy
zaproponują i przeprowadzą rozwiązanie problemu. Ostateczne rozwiązanie… W filmiku nie pada słowo
aborcja, tylko mowa jest o zabiegu. W kolejnych ujęciach widać dziewczynę już po… zadowolona,
problemu nie ma… Dalej wypowiada się pani – chyba lekarka, która zapewne ów zabieg przeprowadziła.
Narzeka na prezydenta USA Trumpa który – o zgrozo, wstrzymał finansowanie przez USA organizacji
proaborcyjnych i teraz im w Nigerii brakuje pieniędzy! Powtarza to też lektor. Teraz najciekawsze, kto
jest producentem filmu? Otóż DW czyli Deutsche Welle. Jest to oficjalny niemiecki rządowy nadawca dla
zagranicy. Potężna organizacja medialna. Zastanówmy się: niemiecki rząd oficjalnie wspiera aborcję,
atakuje wprost nie bawiąc się w jakieś aluzje prezydenta demokratycznie wybranego państwa – i to
państwa nie byle jakiego, lecz formalnie największego sojusznika Niemiec! W dodatku film jest w
polskiej wersji językowej. Mając na uwadze trwające właśnie protesty tzw strajku kobiet – nie ma mowy
o przypadku. Nie chcę nie mając dowodów rzucać oskarżeń lecz nasuwa się pytanie, czy Niemcy którzy
decydują się wprost krytykować prezydenta USA przez mający miliardowy budżet DW, jednocześnie
promując aborcję – nie interesują się sytuacją w tej kwestii u swojego najbliższego sąsiada – Polski? To
pytanie z rodzaju retorycznych… A może nasi niemieccy przyjaciele wysupłają kilka reichsmarek, pardon
– euro, na wsparcie słusznego gniewu ciemiężonych obywatelek i obywateli? Tyle o filmiku. Teraz o
Hiszpanii. Jest wiele podobieństw między Polską a Hiszpanią. Jednym z podstawowych jest katolicka
historia i kultura oraz obecna polaryzacja społeczna. W Hiszpanii nawet chyba większa niż w Polsce
gdyż tam dochodzą jeszcze animozje na tle samostanowienia regionów. Zwróćmy uwagę na socjotechnikę
społeczną. Z reguły przygotowaniem artyleryjskim ostatecznego ataku jest zmiana znaczenia słów i pojęć
oraz zmasowana propaganda operująca na przeinaczeniach, niedomówieniach, sofizmatach a zawsze – na
emocjach. Widać to wyraźnie i u nas. Choćby właśnie w tzw. strajku kobiet. Gdy rozbudzi się emocje –
argumenty i fakty nie mają już znaczenia. Co do zmiany pojęciowej. Oczywiście przykładów jest
mnóstwo – wystarczy posłuchać wypowiedzi przedstawicieli lewicy by zauważyć, iż operują oni jakimś
dziwnym słownictwem, ten ich polski język jest jakiś inny… Weźmy takie kluczowe słowo jak tolerancja:
pierwotnie oznaczało ono akceptowanie lecz bez afirmacji, znoszenie czegoś – nawet tego co nam
doskwiera, z czym się nie zgadzamy, niemniej jednak nie działamy aktywnie przeciwko temu.
Akceptujemy czyli w zasadzie przyjmujemy do wiadomości. Dlatego od takiego neutralnego słówka
rozpoczęto manipulację. Z czasem słowo, tolerancja stało się wyznacznikiem postępu i europejskości.
Ale rozumiano je już nieco inaczej – jako akceptację w kontekście pozytywnym – czyli, że to czego owa
tolerancja dotyczy – popieramy. Albo nowsze: Polki i Polacy. Forma podkreślana na każdym kroku. Tak
jakby dotąd były problemy ze zrozumieniem o kogo chodzi… Czy ktoś kto mówi: „Polaków jest 38 mln”
ma na myśli wyłącznie mężczyzn? A może chodzi o to, że forma Polacy jako naród i Polacy jako
mężczyźni jest taka sama a więc szowinistyczna i wykluczająca? Widać tu nawiązanie do nachalnego
feminizowania nazw zawodów: psycholożka, żołnierka czy pilotka… Oczywiście przedstawiciele
nowomowy sami się wikłają w kłopoty, ponieważ używają wyłącznie formy męskiej i żeńskiej tym
samym sugerując istnienie tylko tych dwóch płci – tymczasem przecież właśnie postępowa lewica lansuje
kolejne płcie czy byty nieokreślone, których przedstawiciele mogą się poczuć dotknięci… Ale zostawmy
ten obłęd. O co więc chodzi z tą edukacją seksualną dzieci? Są tu dwa zasadnicze zagrożenia.
Pierwszym jest sama treść owej edukacji czyli nauczania, drugim zaś jego ramy czasowe. Oczywiście w
zamyśle postępowców edukacja ma być formą ukrytej lub nawet nie – indoktrynacji. Treści kłopotliwe

zawsze można ukryć w programie pod jakimiś gładkimi określeniami, nie budzącymi większego oporu.
Na przykład promowanie odchyleń czy zboczeń można nazwać „prezentacją pełnej gamy zachowań
seksualnych ludzi”… No przecież, to się obiektywnie dzieje, więc dlaczego nie mielibyśmy o tym
informować? Lub to: rozbudzanie seksualności często małych dzieci pod pozorem poznawania własnego
ciała i jego akceptowania – cóż w tym złego? Oczywiście pod tego rodzaju określeniami można
praktycznie wszystko przemycić… Warto zauważyć, iż wprowadzanie tej tematyki w jak
najwcześniejszym etapie życia dziecka ma też tę cechę będącą zagrożeniem , że dzieci poza tradycyjnie
pojmowanym podziałem na dziewczynki i chłopców nie mają określonej orientacji seksualnej która
zasadniczo ujawnia się dopiero w okresie dojrzewania. Zatem młody człowiek który ma jakiekolwiek
kłopoty z seksualnością w wieku dojrzewania, natychmiast zaczyna podejrzewać, iż może właśnie jest
„inny”? Mimo, że przecież każdy przechodzi ten proces indywidualnie i w swoim czasie… Stanowi to
zagrożenie, iż taka osoba może wbrew swojej naturze spróbować innych doznań i z czasem może się
sama określić jako przynależąca do określonej grupy – w istocie niezgodnej z jej prawdziwą tożsamością.
Stąd już tylko krok do depresji, zaburzeń psychicznych i nieudanego życia… To tylko jedno z wielu
zagrożeń i pułapek. Nawiązałem już do kwestii czasu owej „edukacji”. Lewica dąży do tego by było to
jak najwcześniej – nawet w przedszkolu. Oczywiście budzi to tym większy sprzeciw strony pojmującej
rodzinę czy wychowanie dzieci w sposób tradycyjny – a nawet zdecydowanej większości rodziców którzy
nie uważają się za konserwatystów. Padło tu właśnie kluczowe słowo: wychowanie. Ale o tym za chwilę.
Na razie pozostańmy przy owej edukacji. Wprowadzanie zagadnień seksualności do świata małych
dzieci jest niczym innym jak brutalnym wdarciem się w ich cudowny i (póki co) nieskażony świat. Dzieci
po takim szkoleniu przestają już neutralnie i naturalnie otwarcie postrzegać dorosłych… Oczywiście robi
się to pod pozorem szkolenia dzieci w rozpoznawaniu ewentualnego wykorzystywania seksualnego przez
dorosłych… Jakże więc sprzeciwiać się temu budzącemu powszechne oburzenie zachowaniu?
Tymczasem ochrona dzieci w tym zakresie powinna być domeną rodziców i rodziny.
Odejdźmy na chwilę od emocjonalno-psychologicznych aspektów omawianej kwestii, choć w zasadzie
nie wolno tego robić. Ale dla lepszego ukazania zagrożeń, skoncentrujmy się wyłącznie na statystycznych
efektach owej edukacji. Najlepiej operując na przykładach krajów gdzie jest to praktykowane od
dziesięcioleci. Czy w przodujących pod tym względem krajach Europy Zachodniej udało się rozwiązać
problemy, na które panaceum miały być właśnie zmiany w moralności seksualnej? Celowo nie podaję
danych z Rosji i Ukrainy – państw posowieckich – gdzie rewolucja obyczajowa rozpoczęła się
najwcześniej bo już w 1917r. Nadmienić należy, że w tych krajach silnie zdewastowanych – także
moralnie – przez komunistów wszelkie negatywne wskaźniki (rozwody, aborcje, HIV/AIDS, narkomania)
są na rekordowych poziomach… Nieprzypadkowo były funkcjonariusz KGB – Putin – realizuje w Rosji
politykę powrotu do tradycyjnych wartości, czyli sojuszu Cerkwi z władzą – gdyż już dawno zauważył,
że tylko to może Rosję podźwignąć z niesłychanego upadku moralnego, który wprost przekłada się
choćby na katastrofę demograficzną… Ale ponieważ nasi rodzimi postępowcy powołują się raczej na
przykłady z Zachodu niż Wschodu, przyjrzyjmy się bliżej tamtejszym osiągnięciom. Otóż, oczywiście
nie tylko nie rozwiązano żadnych problemów, to wręcz osiągnięto efekty przeciwne! Skala tych szkód
wręcz poraża: plaga aborcji zalewa Europę a mimo to, w takiej np. Wlk. Brytanii znacznie wzrósł
problem niechcianych i młodocianych ciąż… Prawdziwą ciekawostką jest fakt, iż po ograniczeniu z
powodu cięć budżetowych finansowania przez państwo edukacji seksualnej w szkołach, liczba
młodocianych ciąż nie wzrosła a spadła! Na nowo ale za to ze zdwojoną siłą powróciły choroby
weneryczne i przenoszone drogą płciową – tu ciekawe iż niemal zupełnie zniknęła z mediów sprawa
HIV/AIDS… Zastanawiające, mając na uwadze iż jak dotąd nie wynaleziono leku na tę chorobę… Czyżby
miało tu znaczenie, iż od samego początku była ona nierozerwalnie związana ze środowiskiem
homoseksualistów i narkomanów? Przykładowo w Polsce nadal większość zdiagnozowanych
przypadków HIV/AIDS stanowią homoseksualiści i narkomani – mimo że stanowią nieliczny
margines/odsetek całego społeczeństwa. Przy okazji trzeba obalić kolejny mit. Lewica a zwłaszcza
środowiska homoseksualne twierdzą, iż odsetek ludzi o takiej orientacji w całości społeczeństwa oscyluje
w granicach 5-7% a nawet więcej. Tymczasem znacznie bliższe prawdy są badania określające ten
współczynnik na poziomie 1-2%. Jak więc widać znany cytat: „ po owocach ich poznacie” jest obcy
postępowcom-rewolucjonistom. Koniecznie trzeba zauważyć pewną prawidłowość. Jaka jest reakcja tych
ludzi na przedstawianie im takich argumentów? W zdecydowanej większości odpowiedzią będzie, że te
niesatysfakcjonujące efekty są wynikiem zbyt małego natężenia ich postępowych działań oraz obstrukcji
ze strony rodziny, kościoła itp. Idealnie ten sam schemat myślenia (?) co w przypadku kwestii braku
asymilacji imigrantów. Gdy zwraca się uwagę na ten problem, najczęściej można usłyszeć, iż jest to winą
państw ich goszczących lub wręcz społeczeństw, które nie dość otwierają się na przybyszów i nie

stwarzają im jeszcze lepszych warunków do życia… Tu także, mimo iż gołym okiem widać, że podawane
lekarstwo szkodzi – jedyną odpowiedzią jest: za mało lekarstwa!
Kończąc, wrócę do zasygnalizowanej kwestii wychowania. Otóż mamy do czynienia ze szczególnie
podstępną i perfidną manipulacją. Otóż edukacja seksualna mimo swej nazwy, w istocie ingeruje w
kwestię wychowania. To zaś – jak uważa zdecydowana większość Polaków – powinno pozostać w sferze
prerogatyw rodziców i rodziny. Jeśli ktoś uważa inaczej – to ciekawe czy zgodzi się by jego dziecko było
przez kogokolwiek kształtowane przeciwnie do jego własnej woli i poglądów? Ciekawe jest także to, że
jak powszechnie wiadomo, szkoła wycofała się całkowicie z wychowania młodych pokoleń. Ograniczono
się do nauczania a i to chyba na coraz niższym poziomie… Tymczasem edukacja seksualna mimo
mylącej nazwy jest wkroczeniem w kwestię wychowania a raczej należałoby stwierdzić – wprost
deprawacją. Jak można zauważyć, w tekście celowo skoncentrowałem się na kwestiach racjonalnych a
nawet zdroworozsądkowych, pomijając kwestie natury religijnej, by dotrzeć także do osób niewierzących
bądź indyferentnych religijnie. Niemniej jednak każdy normalny człowiek kocha dzieci a zwłaszcza
swoje i chce ich dobra. To jest wspólna podstawa do budowania przyszłości: naszych dzieci, rodzin,
wspólnot a na końcu Narodu. I o to w istocie idzie walka! O duszę i przyszłość Narodu a więc i Polski.
Bo ona bez narodu istnieć nie może.
No dobrze – powie ktoś, „ale ja się nie zgadzam z powyższą opinią i uważam, że edukacja seksualna jest
dobra dla moich dzieci”. Cóż wówczas? To proste. Czy ktoś zabrania takim rodzicom uświadamiania i
wychowania swoich dzieci w tym duchu? Nie. Jest internet, liczne wydawnictwa, poradnie,
stowarzyszenia które to ułatwią. Również w szkołach można by zorganizować dodatkowe zajęcia – dla
chętnych. Dlaczego więc tym przymusem obejmować wszystkie dzieci? Mam nadzieję, iż pokazałem
dlaczego omawiane kwestie mają tak zasadnicze znaczenie zarówno dla konkretnych dzieci ich rodziców,
rodzin jak i dla całego narodu a więc i kraju i dlaczego nie wolno tu ustąpić na krok. Tym bardziej, że
ustępstwa nie zadowalają strony przeciwnej a wręcz zachęcają do wysuwania dalszych i dalszych
roszczeń. Pamiętam, jak środowiska tzw. gejowskie jeszcze kilkanaście lat temu twierdziły, iż ich
jedynymi postulatami jest tolerancja społeczna i być może jakaś forma legalizacji ich związków np. w
formie związków partnerskich. O małżeństwach nie było mowy a co dopiero o adopcji dzieci. Dziś są to
już oficjalne postulaty a co więcej w drodze opisanej manipulacji pojęciowej – powołują się na prawa
człowieka! Zresztą prawo do aborcji jest obecnie również utożsamiane z prawami człowieka czyli tzw.
prawami reprodukcyjnymi… Non possumus!
Ps. Uwaga osobista. Gdy pomyślę o moich małych, słodkich, dobrych i niewinnych córkach-aniołkach to
oczy mi wilgotnieją… Gdy pomyślę, że moją sześcioletnią córeczkę która nie zaśnie bez swojego
ulubionego misia, ktoś mógłby skrzywdzić czy sprowadzić na złą drogę… Nie dokończę…

Jan Reguła

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *